Skocz do zawartości
Części Nissana - iParts.pl

Dlaczego kochamy ASO


Gość 7,62

Rekomendowane odpowiedzi

ASO – źródło jedynych w swoim rodzaju i niezapomnianych doznań emocjonalnych. Czymże byłaby nasza marna egzystencja bez wizyt w ASO? Jakaż nudna by była szybka, kompetentna i fachowa obsługa, pozbawiona tego całego blichtru i otoczki pozorów nieomylności? Jacy byśmy byli, gdyby nie regularne jak miesiączka wizyty w ASO? Otóż odpowiem Wam – bylibyśmy słabi, bo jak powiada stara znana maksyma: co nas nie zabije, to nas wzmocni (nie koniecznie finansowo).

Dlatego też chciałbym się Wam zwierzyć z tego co magicy w ASO nabroili przy przeglądach hm… okresowych… Były dwa przeglądy i po każdym wydarzyło się coś ciekawego. Strach będzie pojechać na kolejny, ale adrenalina to jest to! :one:

 

Przegląd po 30000km.

Mechanik wymienił to i tamto, sprawdził to i owo, a na koniec stwierdził, ze w skrzyni rozdzielczej jest za mało oleju. Dolał więc, a ja zadowolony iż mogę wreszcie opuścić to miejsce udałem się do kasy wydać moje ciężko zarobione miedziaki.

Przejechałem około 2000km. Jakież było moje zdziwienie, kiedy przestawiając moją Navkę u klienta z miejsca na miejsce, zauważyłem na pięknie ułożonej kostce brukowej całkiem sporą plamę oleju. He he, ale komuś pociekło z jakiegoś starego rzęcha – pomyślałem, ale przezornie pochyliłem się, aby spojrzeć pod samochód. O zgrozo! To z mojego! Kolejna kropla spokojnie spadła na jeszcze przed chwilą nieskazitelnie czystą kostkę.

Do najbliższego serwisu miałem jakieś 30km, zresztą było mi po drodze. Z duszą na ramieniu podjechałem do serwisu w Olsztynie, aby zdiagnozować czy samochód natychmiast na klocki, czy może jednak mogę dojechać do domu nie narażając auta na dalsze usterki. No i się zaczęło… Jakiś dziwny koleś podał mi dziwnie odległy termin, chyba za kilka dni, kiedy to będą mogli wpuścić mój samochód na kanał… Zaznaczam, że prosiłem tylko o „fachowy rzut oka”. Okazało się również, że żaden samochód zastępczy mi w razie czego nie przysługuje i takie tam różne bla, bla, bla… W jednej minucie cały mój misternie ułożony plan pracy, runął jak domek z kart. Nie ma pracy – nie ma kasy… Zacząłem więc dzwonić w różne miejsca, żeby coś wskórać. Nie miałem telefonu do Pana Boga, miałem na szczęście do swojego rodzimego serwisu i to mnie uratowało. Okazało się, że kolega kolegi jest kolegą pana z serwisu w Olsztynie, czy jakoś tak. Po interwencji miejsce się jakoś znalazło, niestety dopiero po południu. Zostawiłem samochód w serwisie i przez kilka godzin włóczyłem się bez celu po Olsztynie. Werdykt był następujący: jechać, ale po powrocie zaraz do serwisu.

Po wizycie w moim ASO okazało się, że w skrzyni rozdzielczej było za dużo oleju (ciekawe dlaczego?), zrobiło się zbyt duże ciśnienie i olej wypchnął uszczelniacz. Musiałem trochę poczekać aż sprowadzą flansz wału. Po wymianie nie było do tej pory problemu.

Jaki z tego wszystkiego morał? Jeśli chcesz zwiedzić Olsztyn, jedź na przegląd do Bydgoszczy. :D

 

To moja pierwsza historyjka. Jeśli chcecie się dowiedzieć, co może się wydarzyć po drugim przeglądzie, to opiszcie swoje niezapomniane przygody związane z ASO. ;)

 

Pozdrawiam! :one:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

dobre dobre :one: jak już uporam się z reklamacją z 6 września zeszłego roku opiszę i ja :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Trzymam za słowo! :D

 

[ Dodano: Sro 11 Mar, 2009 00:59 ]

Ech widzę, że nie chce Wam się opisywać kłopotów z ASO, a nie wierzę, że ich nie mieliście. ;) W zasadzie to rozumiem, bo sam jak mam napisać więcej niż dwa zdania, to dostaje strasznego lenia. Ale co tam, znowu się przełamuję, żeby Was ostrzec, no i żebyście mieli co czytać. :D

 

Przegląd nr 2 (60000)

Przy drugim przeglądzie nie zaszło nic niezwykłego , jak mi się wtedy zdawało. Zaprowadziłem autko do serwisu, warowałem przy magikach przez cały czas, zapłaciłem mnóstwo pieniędzy i spokojnie odjechałem do domu.

Sielanka jednak nie trwała długo. Niecałe 8000km później mój spokój ducha zmącił subtelny zapach oleju napędowego, który delikatnie, acz wyjątkowo natrętnie zaczął drażnić mój zmysł węchu, szczególnie wyostrzony na tego typu nieprzyjemne bodźce. Jadę – nie śmierdzi, zatrzymuję się – śmierdzi, znowu jadę – nie śmierdzi, zatrzymuję się – śmierdzi… Co jest u czorta!!!? Podjeżdżam pod dom, maska do góry, latarka w rękę. Wyraźnie czuję olej. Oglądam silniczek, jest… Wyraźnie zapocona olejem okolica filtra paliwa i prawa strona silnika przy powrocie. Szybki rzut oka na zegarek, serwis jeszcze czynny, dzwonię. Ponieważ wyciek był nieznaczny, spokojnie umówiłem się na sobotę rano. Po kilku dniach, zgodnie z umową stawiłem się w serwisie. Oddałem samochód w ręce magików i po piętnastu minutach miałem go z powrotem. Co jest!? Czary?! – pomyślałem – Nawet śniadania nie zdążyłem wciągnąć, a ONI już skończyli?! Moje zaskoczenie musiało być wyraźnie zauważalne, gdyż pan serwisant wręczając mi kluczyki, uprzedził serię moich pytań wyjaśniając z pokerową miną, że tak szybko bo to prościzna, dwie opaski wymienili i jest ok. Piętnasto minutowa wizyta w serwisie i cały weekend przede mną , super! Nie zadawając żadnych pytań oddaliłem się z tego nawiedzonego miejsca, szczęśliwy, że problem został rozwiązany i to w tak krótkim czasie. Nie wiedziałem wtedy jeszcze jak bardzo się mylę… :(:

Ponieważ paliwem śmierdziało nadal udałem się na myjnię. Mycie, sprzątanie, woskowanie i oczywiście mycie silnika. Umyli silniczek tak, że wyglądał jakby dopiero co zszedł z taśmy, a co najważniejsze, przestało śmierdzieć. :one:

W następnym tygodniu miałem wyjazd do pracy pod Tucholę. Około 100km w jedna stronę. W drodze powrotnej poczułem niepokojący zapach… oleju napędowego. Wrrrrrr! Pewnie trochę musiało wsiąknąć w matę tłumiącą i jeszcze śmierdzi – pomyślałem. Jednak im bliżej byłem Bydgoszczy, tym mocniej śmierdziało i to przez cały czas, a nie tylko kiedy się zatrzymywałem, jak to było poprzednim razem. Nagle na niewielkim łuku tył wpadł mi w poślizg. W pierwszym momencie pomyślałem, że droga robi się oblodzona, ale… przecież było zupełnie sucho… Spojrzałem na wskaźnik poziomu paliwa i zdębiałem! Według moich obliczeń brakowało jakieś 30-40l paliwa! Zjechałem natychmiast na pobocze, wysiadłem, pochyliłem się i od razu zrozumiałem skąd te braki w zbiorniku i ten poślizg… Paliwo lało się ciurkiem i zabierane pędem powietrza dostawało się na tylne prawe koło.

Do serwisu miałem po drodze, z resztą było już niedaleko. Wskoczyłem do auta i „szpula”, póki jeszcze miałem na czym. Zadzwoniłem do serwisu i oznajmiłem, że jak się natychmiast nie znajdzie wolne stanowisko, to im całe podwórko zapaskudzę. Chyba zrozumieli. ;):D

Magik otworzył maskę – widok otępiałej miny mechanika wlepiającego ślepia w nieskazitelnie czyste wnętrze komory silnikowej – bezcenny. :D Nagle stracił umiejętność w miarę płynnej konwersacji. W pierwszym momencie zupełnie się zawiesił, później wydał z siebie wszystkie samogłoski w zupełnie przypadkowej kolejności, a następnie wyrzucił w pośpiechu (jakby bał się, że nie zdąży powiedzieć) coś w rodzaju: „No i w jaki sposób ja mam teraz się dowiedzieć skąd leci paliwo, skoro silnik jest czysty…?”. Po kilku chwilach znalazł jednak przyczynę wycieku. Wężyk od powrotu zsunął się z krućca. Paaanie, ale silnika to się nie myje…, a jeśli już, to tylko w autoryzowanym serwisie – powiedział – my wiemy jak to zrobić, a tu proszę, karczerem przewód zepchnęli. Odparłem, że byłem przy myciu i to raczej niemożliwe, bo ciśnienie nie było zbyt duże, a oni bardzo uważali, żeby czegoś nie uszkodzić. Wspomniałem także o usterce, którą usuwali w poprzednim tygodniu i że powinien to raczej z tym powiązać. Magik był jednak całkowicie pewny swojej nieomylności. Widzi pan, tu na powrocie nie ma żadnego ciśnienia, przewód nie jest zbrojony, opaska słabsza, na pewno zepchnięte karczerem. Nasunął przewód do końca, dokręcił opaskę aż soki poszły. Gotowe – oznajmił. To może byście mi chociaż ten olej jeszcze z silnika i samochodu zmyli, skoro tak dobrze silniki myjecie? - zapytałem nie bez złośliwości. Podjechałem na myjkę. Samochód został umyty, a w zasadzie opłukany. Zajrzałem pod maskę i od razu zawołałem magika, który usuwał usterkę. Przewód był do połowy zsunięty. Koleś rzucił okiem – Ej, „Franek” – (Stachu, Jachu czy inny Zdzichu)- Zepchnąłeś klientowi przewód karczerem! A może to wcale nie jest zepchnięte karczerem? – zapytałem odkrywczo – Skoro tam nie ma żadnego ciśnienia, jak pan twierdzi, to może przewód się zsuwa na przykład od jakichś drgań, albo coś się zapchało i jednak ciśnienie się wytworzyło? – zacząłem kombinować. Magik był nieugięty. No to może chociaż sprawdźmy – poprosiłem z lekką złośliwością w głosie. Zorientował się, że nie odpuszczę, naciągnął przewód do końca ponownie zacisnął opaskę. Niech pan odpali i przegazyje – powiedział. Jeszcze dobrze nie przegazowałem, już skakał przed przednią szybą wymachując rękami. Stop! Stoooop! Okazało się, że przewód znowu się zsunął. Bez karczera? – zapytałem. Kolejne 20 minut mechanik spędził na intensywnym wpatrywaniu się w miejsce awarii. Kaszpirowski? – pomyślałem. W końcu nie wytrzymałem i zacząłem zadawać niewygodne pytania typu „jaka jest droga paliwa wracającego od wtryskiwaczy do zbiornika?”. Okazało się, że po drodze na filtrze paliwa znajduje się tak zwany podgrzewacz. W zasadzie jest to zaworek rozdzielający wracające, podgrzane już przez silnik paliwo. Część płynie do filtra, reszta wraca do zbiornika. Magik widocznie stwierdził, że nie wytrzyma w pojedynkę takiego napięcia i przyprowadził kolegę. Po kolejnych 5 minutach jałowego wpatrywania się w silnik i wydziwiania, znowu nie wytrzymałem. A może byście zaczęli od czegoś prostego? – zapytałem - Może na przykład wymienilibyście ten podgrzewacz? Wymienili miedzy sobą jakieś takie dziwaczne spojrzenia, ale po minucie drugi magik podjął decyzję i zwracając się do pierwszego powiedział – Skocz po ten podgrzewacz, leżą tam, no wiesz, na kupie. Ha! Wtedy zrozumiałem co się stało! :kosci: Całe zamieszanie było spowodowane tym, że mechanikowi przy przeglądzie i wymianie filtra nie chciało się odkręcić dwóch opasek i wymienić również podgrzewacza, bo jak wtedy tłumaczył ”one się nie zużywają”. A jednak… chyba się mylił. A skoro „leżą na kupie” to oznacza, że nie jest to odosobniony przypadek i pojedynczy wybryk a taka praktyka usuwania podgrzewaczy z filtrów jest nagminna, przynajmniej w tym serwisie. Może większość podgrzewaczy wytrzymuje dłużej, ale skoro są przewidziane do wymiany razem z filtrem, to chyba należy je wymienić, bo w przeciwnym wypadku taka historia może przydarzyć się każdemu.

:!!:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 miesiące temu...

a myslem ze tylko w szczecinie serwis nissana to porazka. niekompetencja smierdzi na odleglosc. jesli ktos musi serwisowac to polecam serwis Auto Ars na krakowskiej. prawdziwi fachowcy.

nagminnym oszustwem w serwisie szczecinskiego nissana jest wymiana opony zapasowej na uzywana...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 1 miesiąc temu...

ja to jestem ciekaw jak można wymienić uszczelniacz przedniego napędu w 20 minut.I to bez rozbierania. Takie jajca to tylko w Rzeszowie.Powiem tylko że mieli mi sprawdzić kompa, zrobić uszczelniacz,no i ta kampania z łożyskami i poduchami.Auto stało cały dzien ale przed budynkiem bo pijąc kawę miałem okazje się przyglądać siedząc u znajomego naprzeciw ASO.

A teraz opinia .plastiki pobrywane pod kierownicą,pytanie dla czego?.Prawe koło z tyłu luz na 3mm,kapać nie kapie ale coś jęczy naped przedni jak dostanie prętkosci.W piątek w polsce wiec normalnie ich z... bo to już przesada.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 4 tygodnie później...

W moim ASO w recepcji pracuje anioł. Wysoka, szczupła, czarne włosy, piękna, zgrabna, anioł. I tak lubię sobie na nią popatrzeć jak czekam na kolejną naprawę. Już się cieszę bo niedługo będę jechał na wymianę reflektorów w ramach gwarancji. Rzućcie okiem na wasze klosze. Robią się takie małe poziome pęknięcia od środka i potem to wszystko się rozrasta. Wymieniają bez gadania bo była partia kloszy wykonana z wadliwego plastiku. Och aniele ty mój już jadę. Nosz jasna cholera balsam dla oczu :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W moim ASO w recepcji pracuje anioł. Wysoka, szczupła, czarne włosy, piękna, zgrabna, anioł. I tak lubię sobie na nią popatrzeć jak czekam na kolejną naprawę. Już się cieszę bo niedługo będę jechał na wymianę reflektorów w ramach gwarancji. Rzućcie okiem na wasze klosze. Robią się takie małe poziome pęknięcia od środka i potem to wszystko się rozrasta. Wymieniają bez gadania bo była partia kloszy wykonana z wadliwego plastiku. Och aniele ty mój już jadę. Nosz jasna cholera balsam dla oczu :)

No proszę, proszę, do jakich to przemyślnych i wyrafinowanych sztuczek uciekają się już serwisy, zeby odwrócić uwagę klienta :D Ty tam lepiej zobzcz co się w tym czasie na warsztacie wyprawia! ;)

Za kilka tysięcy trzeci przegląd ale będę musiał podjechać też dzisiaj, bo uszczelniacz na dyfrze puścił :(:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

No to moja historia.

ASO w Katowicach.

Obsługa bardzo miła, szczerze.

Siadam wygodnie i zaczynam: prawa tylna półoś, kompletna :) A pan mi na to że nie mogę jednej zamówić, tylko muszę komplet. :( No cóż, zamienników nie ma więc nic nie zdziałam, poproszę dwie. Pytam czy w komplecie jest uszczelniacz i prowadnica - nie ma, pada odpowiedź, ale za to można kupić zastaw tylko na jedną oś. Super. Ale jak będę wymieniał obie półosie to uszczelniacze też muszę, więc proszę o 2 komplety. OK, podliczamy. Pan z ASO aż sam się za głowę złapał jak zobaczył ile wyszło. Stwierdził, że da mi rabacik, nawet prosić nie musiałem. Pytam kiedy będą części, i pojawia się kolejne miłe zaskoczenie. JUTRO RANO. Pięknie. Płacę zaliczkę i w drogę. Następnego dnia po upewnieniu się przez telefon, że części czekają wpadam ucieszony do salonu.

Przynoszą sporą paczkę i dwa opakowania uszczelniaczy. Otwieramy pudło i naszym oczom ukazuje się nowiutka półoś. Tak, tylko gdzie u licha jest druga? Po kilku minutach dyskusji telefonicznej z magazynem okazuje się, że to jednak nie komplet a jedną półoś się zamawia, i na dodatek uszczelniacz i prowadnica są w komplecie. Oczywiście cena podana za zestaw półosi okazała się być ceną za jedną sztukę. Panowie bez szemrania odliczyli z faktury dodatkowe uszczelniacze i prowadnice i z miłymi, choć trochę zmieszanymi uśmiechami pożegnali się ze mną i zniknęli za drzwiami z napisem "tylko dla pracowników".

W sumie wszystko dobrze się skończyło ale jakbym potrzebował obie półosie to byłoby naprawdę niemiło.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zarchiwizowany

Ten temat przebywa obecnie w archiwum. Dodawanie nowych odpowiedzi zostało zablokowane.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...