sundayman Opublikowano 23 Sierpnia 2013 Udostępnij Opublikowano 23 Sierpnia 2013 No więc postanowiłem osobno opisać tutaj swoją ostatnią przygodę, dla "dobra ogólnego". We wtorek jadę sobie moją navarą, aż tu nagle widzę, że spod maski, z prawej strony, tuż prawie przy szybie lecą mi jakieś białe opary. I taki specyficzny, znany - ale nie wiem na razie skąd - zapach, jakby spalenizny, jakby coś... W pierwszej chwili pomyślałem sobie, że to nie moje, tylko z samochodu stojącego po mojej prawej - jako że właśnie stałem w korku, w środku miasta, a po prawej stało jakieś starszawe auto... Myślę sobie, może coś mu się tam pali , czy cholera wie co... Ruszyliśmy po chwili, opary jakby zniknęły, więc się uspokoiłem. Ale za jakiś moment - znowu. Tym razem - bez wątpienia - to ja. No więc, przestraszyłem się nieco - bo cholera wie co to ?? A jako zielony użyszkodnik navary (mam ją od pół roku; D40 z 2007 roku), to tym bardziej się przestraszyłem. No ale - poza tymi oparami nic - temperatura ok, wszystko niby ok - więc się modlę, żeby dojechać jeszcze ten 1 km, bo jestem na środku ulicy i tutaj jak stanę, to chyba na trawniku... No nic, udało mi się dojechać jeszcze do miejsca, gdzie musiałem dojechać - zatrzymałem, się, otwieram maskę. A tam - cała prawa strona - znaczy ta, gdzie jest akumulator - zalana jakimś płynem, parującym No kiepsko to wyglądało Ale patrzę, patrzę - idą sobie dwie rury (teraz już wiem - do nagrzewnicy), na jednej z trójnika odchodzi do góry jakaś mniejsza rurka, a na drugiej - też taki trójnik - ale na tym króćcu do góry tylko reszki gumowej rurki i opaski. Znaczy - coś było ale się urwało, i tam leci Myślę sobie - co tu robić ? Bo na razie to nie mam pojęcia co to w ogóle jest, czy jak będę jechać, to nie trafi szlag mi silnik, czy coś Dla jasności - żyję z elektroniki, a nie mechaniki. Jakieś tam pojęcie o samochodzie mam, ale o tym - minimalne... W dodatku - drugiego końca tej urwanej rurki nie widzę - no więc , co za cholera ? Dzwonię więc do serwisu na Brzezińską najpierw. Mówię, co i jak. No to miły (to muszę zaznaczyć) pan po drugiej stronie mówi, żebym sobie sprawdził płyn chłodniczy, bo to pewnie to. Co prawda najpierw zacząłem sprawdzać płyn do wspomagania, i jak powiedziałem , że jest czerwony, a nie zielony, to pan nieco się zmartwił, i powiedział, że chyba będę miał poważniejszy problem z tym No ale koniec końców, pokapowałem się - że zbiornik wyrównawczy do chłodnicy jest jednak gdzie indziej. Patrzę - płynu tyle co na dnie. No to pytam pana , co zrobić ? No to on, żebym sobie kupił litr petrygo albo borygo, dolał i jechał, Znaczy do serwisu oczywiście. Wziąłem szmatkę, powycierałem wszystko - potem czystą inną owinąłem ten urwany dynks, i jadę. Podjechałem do sklepu niedaleko, kupiłem litr borygo, wlałem. No to poziom się ustawił do mniej więcej połowy zbiornika - chyba tam jest max jakoś tak. No i jadę. Ale w międzyczasie zrobiła się godz, 19. Na Brzezińskiej serwis do 18. A ja na Kurczakach (czyli dla nie znających Łodzi - po drugiej stronie miasta). Ale przypomniałem sobie, że dużo bliżej są Przyguccy. Dzwonię - serwis do 22 pracuje. No to gitara - jadę do nich. Nadal nie wiem co tam się urwało, więc - wolę daleko nie jeździć... Poprosiłem, żeby podjechała tam do mnie żona, bo jak zostawię auto, no to jakoś muszę wrócić do domu. A to akurat o tyle ważne, że zona pracuje w innym salonie w Łodzi (OPEL TRAX), i zna się na tym jak powinna wyglądać obsługa w ASO o niebo lepiej niż ja No więc, przyjechałem do ASO, wchodzimy do salonu. Godzina tak koło 20.00 Pusto, jak w muzeum. No nic, siadamy sobie przy "serwis", i czekamy. Żona ; "o, niedobrze. U nas nie ma tak, że klient przychodzi, i nikogo nie ma !". Ale nic - myślę sobie. Siedzimy tak z 5 minut. Idzie jakiś osobnik. No to ja z daleka do niego "dzień dobry !". Na co on "dzień dobry" - i poszedł sobie. Popatrzeliśmy na siebie z żoną. Czekamy dalej. Po kolejnych 5 minutach facet wrócił. Znaczy - będzie nas obsługiwał. No to - opowiadam mu, co i jak. W końcu mówię ; - pan pójdzie ze mną, to pokaże co i jak. No to idziemy. Otwieram maskę, pokazuję toto urwane (na razie - przypominam, sam nie wiem co to). Szmatka obwiązana na kikucie mokra od płynu chłodniczego (ale nie jakoś bardzo) - znaczy na pewno tam leci. Facet ogląda - mam wrażenie, że nie wie czy to jakiś drobiazg, czy też może urwało się pół silnika. - no, musi pan zostawić auto , jutro sprawdzimy. No dobra. Wracamy do salonu. Po drodze pytam pana - czy ma jakieś pojęcie - co by to w ogóle mogło być ? W odpowiedzi pan coś mi opowiada, że zobaczymy, że jakby co to części trzeba będzie z Holandii ściągać, itp., Tu mi przed oczami stanęły liczby przynajmniej 4 cyfrowe..., - trzeba zrobić diagnozę, to się dowiemy. - powiada pan. Aha. - a ile ta diagnoza może kosztować ? Mniej więcej ? Rząd wielkości ? - no wie pan, nie wiadomo, jak trzeba będzie rozkręcać dużo, to wie pan... Uuu, myślę sobie.Rozkręcać ? Kuśwa, co tam się mogło zepsuć, że trzeba pół auta rozkręcić, żeby sprawdzić ?? Ale nic. Pan wypisuje papierki; -auto zastępcze będzie pan chciał ? - a odpłatnie ? - odpłatnie. - to dziękuję bardzo. (żona na mnie patrzy, i mówi cicho do mnie "u nas jest niedopłatnie...". W ogóle to mi nie zależało, bo mam swój drugi samochód, ale - w sumie - jakby dawali gratis, to pewnie bym sobie wziął z ciekawości... No dobrze, lecimy dalej ; - tylko mam taką prośbę - mówię - żeby nie dzwonić do mnie przed 10-tą rano, bo się nie dodzwonicie. (ja sobie o tej porze śpię, to po co mnie mają zrywać, nie ? ) - oo, proszę pana - nie ma ryzyka, przed dziesiąta na pewno nie zadzwonimy - powiada pan. - no dobra, to czekam jutro na informację , tak ? - no oczywiście, zadzwonimy. W międzyczasie jeszcze się ustaliło, że są ze 3 akcje serwisowe do zrobienia w tym aucie - felgi, jakieś kabelki. itp. No to sobie pan toto dopisał do zlecenia i gitara. *** Zabraliśmy się i poszliśmy, Po drodze jeszcze mi żona powiedziała, że u nich to jest nie do pomyślenia, taka obsługa... Ja sam , chociaż też mam opla, i znam ten ich salon i serwis od "podszewki", ale raczej jako znajomy właściciela a nie klient, ale z tego co widzę, kiedy tam czasem przychodzę - to faktycznie - nie widziałem, żeby w Biurze Obsługi Klienta były pustki, wiem, że klient tam dostanie kawę , no - jakoś tak na oko faktycznie to lepiej wygląda... No ale - w końcu ASO Nissana, to chyba lepiej powinno być , nie ? Tak przynajmniej sobie myślałem... Jak wróciłem sobie do domu, poszukałem serwisówki do Navary. Potem poczytałem, skonsultowałem się kolegą bardziej kumatym niż ja w mechanice amochodowej, zapytałem tutaj kolegów na forum. Tak już koło 2-iej w nocy wiedziałem, że moja poważna awaria to urwanie zatyczki do odpowietrzania układu chłodzenia. Czyli trochę na wyrost panikowałem. *** Następnego dnia czekam sobie spokojnie na telefon. Tak do godz., 16 bardzo spokojnie. Koło 17-tej już mniej. Około 18 nieco się zirytowałem, wsiedliśmy sobie więc znowu z koleżanką małżonką i pojechaliśmy do nich. Wchodzimy - znowu nikogo. Cholera - tam w ogóle ktoś przychodzi ? Pojawiła się jakaś pani - "czym mogę pomóc" ? - no skoro wy nie dzwonicie, to ja przyszedłem zapytać co w mojej sprawie - i daję jej papier. Poszła sobie pani znowu gdzieś na tzw. zaplecze. Wraca po paru minutach. - eee, no wiem pan, trwają ustalenia, na razie, na razie nie wiemy, tyle wiem, że jakiś element (tu pani wyraźnie brak wiedzy), który jest uszkodzony... - zatyczka odpowietrzająca - podpowiadam złośliwie. - o ! właśnie, czy ona jest tylko uszkodzona, czy też może ten drugi większy element... - trójnik - podpowiadam jeszcze bardziej złośliwie. - no właśnie, więc, eee, nie wiadomo... No przyznam, zirytowałem się. Powiedziałem więc pani, żeby podpowiedziała panu specjaliście, żeby się skupił na tej zatyczce, i w ogóle wyraziłem swoje zaskoczenie faktem, że nie tylko przez cały dzień nikt nic nie ustalił, ale nawet do mnie nie raczono zadzwonić. Pani próbowała się bronić że "kierownik serwisu pracuje od 14.00 - tej, a w ogóle ona nie odpowiada za kolegów...itp" Nie będę dosłownie przytaczać tej wymiany zdań - bo to żenujące dość. Faktem jest, że osoba która obsługuje wrednego klienta (czyli mnie) nie zna się na rzeczy ("wie pan, ten element, jakiś...). Ja nawet w głębi duszy współczuję tej pani, bo przychodzi jakiś osobnik, denerwuje się, że nic w jego sprawie nie zrobiono, nikt mu nic nie mów, i jeszcze się wymądrza i ma pretensje. A ją pewnie wystawili na pastwę takich osobników i nie miała wyboru... Potem przeszedłem do następnego zagadnienia i dręczenia miłej (choć niekompetentnej) pani. Otóż - po dokładnym przeczytaniu pisemka , które podpisałem zostawiając auto znalazłem tam formułkę, że ' "wyrażam zgodę na wykonaniu jazdy próbnej i wykorzystanie mojego OC / AC w razie kolizji". Nie muszę dodawać, że w OPLU nie ma czegoś takiego ? Osobiście pytałem prezesa firmy - oni mają swoje ubezpieczenie. Można ? Można. Zatem zażądałem od pani , żeby mi oddała podpisane papiery, poskreślałem tam tą zgodę, dopisałem że nie wyrażam zgody na korzystanie z mojego OC i AC. - i co teraz będzie ? - pytam panią z typową dla siebie złośliwością. - no, nie będzie jazdy próbnej, skoro się pan nie zgadza... - ale skąd. Zgadzam się. Możecie sobie jeździć. Tylko w razie uszkodzenia wy odpowiadacie za to. Tak na marginesie - po jaką cholerę tutaj jazda próbna , nie wiadomo. Ale chodzi generalnie o to, żeby nie wpakować się w taką historię, jak ta : http://www.radiogdansk.pl/index.php/wydarzenia/item/4672-sprawdz-prawo-jazdy-pracownika-myjni-samochodowej-tak-radzi-sad-w-slupsku.html ) *** No więc, po napadnięciu (jak to określiła potem moja żona) na panią w serwisie zapytałem , co z resztą spraw - czyli akcjami serwisowymi. Tu sytuacja była oczywiście taka sama - czyli nikt nic nie wie na razie. Pod moją presją pani zobowiązała się, że "dziś jeszcze mnie poinformuje co dalej". Więc się ulitowałem, i poszedłem sobie wreszcie. Rzeczywiście jakoś po pół godziny dzwoni pani i mówi - - jeżeli jest uszkodzona ta zatyczka, to będzie kosztowało to 16 zł - musimy tą część sprowadzić z Amsterdamu, co potrwa 10 dni. a jeżeli ta druga większa część - to 580 zł - i też 10 dni, też z Amsteradmu... Obśmiałem się troszkę i mówię - wie pani co, to zostawmy to w spokoju, bo sprowadzanie z Amsterdamu kawałka gumowej rurki chyba zbytkiem luksusu jest. ( Zwracam uwagę, że nadal nie jest to żadna "diagnoza", bo oficjalnie nie wiadomo, czy to tylko ta gumka, czy też inna "duża część"...) A co z resztą - felgami itp ? - pytam. - no, mamy chyba dostać jutro, - ale raczej "mamy dostać i będą" czy raczej "mamy dostać, i nie będzie jutro" ? Wiem, jestem wredny. No więc w końcu umówiłem się z panią, że jeśli następnego dnia nie będzie tych rzeczy , to zabiorę auto i przyjadę, jak będą mieli. Szczęśliwie jednak, następnego dnia zadzwonili do mnie, że wieczorem auto będzie do odbioru (oczywiście bez naprawy "awarii"). Przyznam, że odbierając auto następnego dnia ok. godziny 19-tej (znowu pustki w salonie, w ogóle jakaś martwota tam panuje) to już chciałem po prostu jak najszybciej od nich się oddalić. Tutaj muszę znowu porównać jak to wygląda w TRAXie; Pan z BOK-u idzie z klientem do samochodu, tam mu oddaje kluczyki, jak są jakieś uwagi, czy cokolwiek - nie trzeba latać z powrotem do pana - bo stoi obok. Tutaj pani po prostu oddała mi klucz, zapłaciłem 40 zł za "diagnozę", i w podskokach udałem się do mojego biednego autka, stojącego na zewnątrz. Gdzie w jakieś 5 minut zdjąłem resztki urwanej rurki, założyłem sobie przygotowaną drugą, zaślepioną, i oddaliłem się od ASO Przyguccy z uczuciem dziwnej ulgi. *************** I teraz tak ; Przyjeżdżam do PROFESJONALNEGO serwisu. Gdzie fachowiec, spojrzawszy do silnika, nie wiem (albo nie pokazuje, że wie), że co się stało (a przynajmniej częściowo) ; imho powinien powiedzieć ; - wie pan, tutaj właściwie była tylko zatyczka... Ja - mogę tego nie wiedzieć (chociaż nawet bez czytania serwisówek, następnego dnia, zanim poszedłem dręczyć panią z serwisu, otworzyłem sobie maskę stojącego na salonie Patchfindera, i obejrzałem dokładnie ten kawałek gumy . No ale SPECJALISTA powinien chyba to wiedzieć ? Tymczasem zamiast ludzkiego stwierdzenia, co widzi (wiadomo, że teoretycznie przecież oprócz urwania się gów...ej gumki może być jeszcze coś innego uszkodzone - to zrozumiałe ) osobnik częstuje mnie opowieściami o "poważnym rozkręcaniu, sprowadzaniu z zgranicy". itp. Z mojego punktu widzenia możliwości takiego zachowania są 2 ; 1) facet nie wie co widzi - czyli się nie zna, czyli - jak mam mieć do niego zaufanie ? 2) facet wie, co widzi - ale widzi, że ja nie wiem - więc chyba chce mnie oszukać ? No obie opcje są dość marne. Do tego dochodzi brak kontaktu. No przecież, na litość Boga - gdyby do mnie ktoś zadzwonił i powiedział - wie pan, bardzo przepraszamy, jeszcze nie wiem, bo akurat woda nam zalała serwis, i musieliśmy wypompowywać... Ale jutro na pewno już będzie wiadomo - zadzwonimy ! To bym coś tam pomarudził (albo i nie) , i czekał (w miarę spokojnie) dalej. A tak - mam wrażenie, że na sprawie zależy zasadniczo głównie mnie. Całkowity brak kompetencji i znajomości tematyki osoby, która obsługuje klienta to już kompletna porażka. Tego by nawet jakaś kawa czy herbata nie uratowała (ale nikt nie proponował, więc tym bardziej . Żeby nie było, że wychwalam tego opla tutaj tylko - w marcu byłem w ASO NISSANA w Krakowie (nie pamiętam teraz nazwy). Robili mi tam całkowity przegląd zakupowy , który trwał chyba ze 4 godziny. I zupełnie szczerze - kiedy potem dzwonili do mnie z NISSANA (pewnie z centrali) zapytać o opinię - nie mogłem się nachwalić. - obsługa nie tylko że przemiła, ale z daleka widać - że wiedzą o tym samochodzie wszystko od A do Z. - opowiedzieli mi tyle o różnych detalach, pokazali auto od góry i dołu - że nawet nie żałowałem tych 4 godzin. (dlatego znając stan samochodu mogę przyjąć z 99% prawdopodobieństwem, że poza tą cholerną rurką nic się tam nie stało). Już pomijam, że siedziałem sobie jedząc obiad w restauracji na piętrze z widokiem na mój samochód na sali serwisu. No - po prostu byłem autentycznie zachwycony obsługą i profesjonalizmem. A jak widać jestem upierdliwy - więc nie tak łatwo zrobić mi dobrze Gdyby nie to, że jednak do Krakowa z Łodzi kawałek - mam ich w pamięci, i chętnie bym do niech jeździł. Wracając do NISSAN Przyguccy - każdy niech wyciągnie morał sam... Ja zanim jeszcze kupiłem auto poczytałem opinie o tym ASO - i nie było o nich wiele dobrego. Gdyby nie to, że bałem się jechać dalej - pewnie bym do nich nie trafił. Ale też nie byłem jakoś specjalnie uprzedzony do nich (wiadomo, w internecie piszą przeważnie niezadowoleni). Niestety, było jak było. Ja raczej już tej ASO dziękuję. (Panu Przyguckiemu zaś ktoś powinien doradzić, żeby wpuszczać tylko klientów w krawatach, Klient w krawacie jest mniej awanturujący się.) Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania...
szymansky Opublikowano 23 Sierpnia 2013 Udostępnij Opublikowano 23 Sierpnia 2013 to co napisałeś to norma. Byłem widziałem , zobaczyłem ... i dziękuję. 1. Każdy serwis auta tzn. po przebiegu 15.000km - nie myją auta. 2. wymiana jakiegoś tam uszczelniacza - to auto umazali mi na błotniku "masą uszczelniająca" - nie umyte auto. 2x byłem i dziękuje... nigdy więcej. Olałem tą ich gwarancje auto ma aktualnie 97000km jeździ ma się dobrze ,a pewnie z tych (nie robionych w ASO) przeglądów to z 6000zł w kieszeni. Olej i wszystkie filtry w aucie (powietrze ,paliwo,olejowy,pyłkowy) wymieniam co 15000km za niewielka kwotę w porównaniu do ASO. Pozdrawiam i życzę szerokiej drogi Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania...
Gość mirekg9 Opublikowano 23 Sierpnia 2013 Udostępnij Opublikowano 23 Sierpnia 2013 Na temat warsztatów Łódź i okolice, jest dużo napisane tutaj http://forum.nissanklub.pl/index.php/forum/84-łódzkie/, salon i serwis Przyguccy, też jest "ładnie" tam opisany. Salon ten cieszył się dobrą renomą gdy całość prowadził ojciec. Gdy choroba mu nie pozwoliła na dalszą działalnoś, to wszystko z cedował na syna i od tego czasu - jest jak jest. Najgorsze w tym jest to, że Centrala Nissana na to nie reaguje. Z 3-y miesiące temu byłem na Brzezińskiej /serwis z innej ulicy z tyłu salonu/ spytać o części do Nissanka /lecz nie pamiętam czy do Tino, czy Micry/. Biuro obsługi nie ma takiego "muzealnego" wyglądu jak u Przyguckich, lecz obsługa ok. Gdy wszedłem, był jeden pracownik przy komputerze, który obsługiwał jakiegoś klienta. Pracownik ładnie powiedział mi "dzień dobry" i od razu przeprosił, że nie może już teraz się mną zająć, gdyż ma klijenta, lecz zaraz kończy. Pozałatwiałem swoje zapytania o części - gdzie miałem jasne i precyzyjne odpowiedzi. Gdy wychodziłem, to zapytałem pracownika, czy posiadają jakieś zniżki np. dla forumowiczów Klubu Nissana? Pracownik delikatnie się uśmiechnął i odpowiedział że -->jakoś się dogadamy<-- i dodał, -->ale myślę że ma pan nalepkę na samochodzię? bo tak to każdy może mówić<--. Tutaj mnie pracownik zaskoczył, a konkretnie co do nalepki klubu. Nalepkę zobaczył i powiedział --> nie ma sprawy, będzie ok<--. Co prawda więcej tam nie byłem, gdyż części zakupiłem gdzie indziej, ale podobało mi się ich podejście do klienta. Pozdrowionka. Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania...
sundayman Opublikowano 2 Września 2013 Autor Udostępnij Opublikowano 2 Września 2013 Ostatecznie problem naprawiłem w OPEL TRAX na Żeligowskiego. Nie dlatego, że ich jakoś tam znam, ale przede wszystkim dlatego, że do nich miałem 1/3 drogi, którą musiałbym pokonać na Brzezińską. Gdzie zresztą też byłem kilka dni wcześniej się "skonsultować" (o tym nieco dalej). Co do jakości obsługi w TRAX-ie ; jestem zadowolony. Nie ma siedzenia i czekania na jakiegoś żywego ducha w biurze, mimo, że to ASO OPLA i CHERVROLETA, a nie NISSANA, to imho wykazali się wiedzą o lata świetlne wyprzedzającą ASO Przyguckich. Bez ględzenia o cudach niewidach, sprawdzili co i jak, wypytali mnie dokładnie, i powiedzieli że po prostu uzupełnili płyn chłodniczy, dość długo zresztą sprawdzali czy na pewno wszystko ok (powiedziałem, żeby się nie spieszyli i zrobili to na spokojnie, ale dokładnie). Dodatkowo uzupełnili mi płyn wspomagania kierownicy, sprawdzili koszt wymiany tarcz (bo mi się kończą), ale uczciwie powiedzieli, żeby z tym zaczekać aż się skończą klocki, i wymienić wszystko razem. Auto oczywiście (?) oddali mi ładnie umyte. Koszty - sto kilkadziesiąt zł. Czyli można ? No można. Jak już wspomniałem, byłem na Brzezińskiej żeby porozmawiać - liczyłem na to, że może jednak mi się uda jakoś dojechać do nich. Ponieważ jednak mi się nie udało, to ostatecznie nie mogę opisać wrażeń z naprawy, ale - co do samej obsługi w biurze - też o niebo lepiej niż u Przyguckich. Sympatyczni panowie - dość długo porozmawialiśmy, nawet od razu jeden z panów się zagłębił w program serwisowy analizując możliwe usterki. Przy okazji mi sprawdził, że panowie z serwisu Przyguccy nie raczyli zaktualizować bazy danych samochodu (nie ma śladu o przeprowadzonych akcjach) - no, albo ich nie przeprowadzili Ale to wyjaśnię jak podjadę już samochodem na Brzezińską. Nieco problematyczna jest niezbyt komfortowa lokalizacja - boczna uliczka, raczej nie licująca z poważną ASO... No ale chyba się wkrótce przeprowadzają, więc będzie lepiej. Zresztą jeśli wybierać między dobrą obsługą i elegancką siedzibą - to chyba wiadomo, co ważniejsze... Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania...
10tolek Opublikowano 27 Sierpnia 2014 Udostępnij Opublikowano 27 Sierpnia 2014 Ze swojej strony mogę Ci polecić serwis znajdujący się na ulicy Przybyszewskiego. Specjalizują się tam w autach japońskich http://www.acserwisowe.pl/specjalizacje/produkty,2,auta-japonskie.html, mają dużo stanowisk i uznanych specjalistów. Godni polecenia. Obsługa dobrze zorganizowana, wykonują roboty terminowo. Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania...
Axel Opublikowano 28 Stycznia 2015 Udostępnij Opublikowano 28 Stycznia 2015 Witam wszystkich forumowiczów, Moim zdaniem w Łodzi nie ma serwisu godnego polecenia. Przyguccy zdjeli baner Nissana bo chyba starcili autoryzację. Na Brzezińskiej na początku było w porządku ale teraz zrobił się burdel i naciągactwo. Pan kierownik serwisu za wymianę klocków hamulcowych zażądał od 220,- do 240,- zł bez materiału , bez klocków. tylko sama robocizna. Gdy zapytałem dlaczego tak drogo bo ok. 2 lat temu na ul. Beskidzkiej również w Nissanie zapłaciłem 80 ,-zł. odpowiedział, że wraz z wymianą robią ekspertyzę całego zacisku hamulcowego?!!! Zdziwiło mnie to ,że nie mogę poprostu zlecić samej wymiany bez żadnych ekspertyz.i gdy oto zapytałem Pan kierownik oświadczył ,że oni właśnie ponoszą odpowiedzialność za hamulce w moim samochodzie , a potem oświadczył , że w serwisie pracuje 15 czy 20 lat i wie o co chodzi i tak właśnie trzeba robić. Zaponiałem tylko się zapytać czy mierzą w ramch ekspertyzy siłę hamowania bo skoro ponoszą odpowiedzialność to taki pomiar jest niezbędny. Wydaje mi sie ,że to typowe naciąganie . Ja w każdym razie będę szeroko omijał Nissana na ul. Brzezińskiej w Łodzi. Pozdrawiam wszystkich, Axel Witam wszystkich forumowiczów, Moim zdaniem w Łodzi nie ma serwisu godnego polecenia. Przyguccy zdjeli baner Nissana bo chyba starcili autoryzację. Na Brzezińskiej na początku było w porządku ale teraz zrobił się burdel i naciągactwo. Pan kierownik serwisu za wymianę klocków hamulcowych zażądał od 220,- do 240,- zł bez materiału , bez klocków. tylko sama robocizna. Gdy zapytałem dlaczego tak drogo bo ok. 2 lat temu na ul. Beskidzkiej również w Nissanie zapłaciłem 80 ,-zł. odpowiedział, że wraz z wymianą robią ekspertyzę całego zacisku hamulcowego?!!! Zdziwiło mnie to ,że nie mogę poprostu zlecić samej wymiany bez żadnych ekspertyz.i gdy oto zapytałem Pan kierownik oświadczył ,że oni właśnie ponoszą odpowiedzialność za hamulce w moim samochodzie , a potem oświadczył , że w serwisie pracuje 15 czy 20 lat i wie o co chodzi i tak właśnie trzeba robić. Zaponiałem tylko się zapytać czy mierzą w ramch ekspertyzy siłę hamowania bo skoro ponoszą odpowiedzialność to taki pomiar jest niezbędny. Wydaje mi sie ,że to typowe naciąganie . Ja w każdym razie będę szeroko omijał Nissana na ul. Brzezińskiej w Łodzi. Pozdrawiam wszystkich, Axel Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania...
sq9mcs Opublikowano 28 Stycznia 2015 Udostępnij Opublikowano 28 Stycznia 2015 Ale pierdoły ludziom wciskają. Nawet jeśli robią pomiar to pewnie taki sam jak diagnosta co roku na przeglądzie. Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania...
Rekomendowane odpowiedzi
Zarchiwizowany
Ten temat przebywa obecnie w archiwum. Dodawanie nowych odpowiedzi zostało zablokowane.